Prawdziwy post łączy trzy wymiary – po pierwsze, jakość i ilość modlitwy (nie ilość bez jakości!); po drugie, post, odmówienie sobie czegoś, co hamuje mnie w relacji do Boga, do drugiego i do samego siebie – wyrzeczenie nie tylko co do jedzenia, ale też co do oczu, uszu… – i po trzecie, właściwa relacja do drugiego człowieka: jałmużna, tzn. pomoc potrzebującym. Jeżeli te wymiary są razem, to taki post jest naprawdę leczniczy – daje zdrowie i Pan Bóg wysłuchuje naszych próśb.
Często mamy w sobie pytanie: dlaczego Pan Bóg mnie nie wysłuchuje? Tyle już się modliłem, tyle błagałem! – Warto zastanowić się, czy nie jest tak właśnie dlatego, że twój post był biedny albo niewłaściwy, chory albo jednostronny… i dlatego nie podobał się Panu Bogu. Trzeba pościć według Woli Bożej, według Pisma świętego i łączyć wszystkie te wymiary w jedno.
Trzeba pytać, czego Pan Bóg w tym roku oczekuje ode mnie. Wobec każdego z nas ma On inne oczekiwania: według wieku, według rozwoju duchowego, według możliwości albo według wad. Ale trzeba uważać na to, aby w naszym poście był obecny każdy z tych trzech wymiarów. Trzeba sprawdzić swoje życie modlitewne, i to nie tylko pod względem ilości modlitw. Trzeba zastanowić się, jakie wyrzeczenia są dla mnie przydatne. Nie można zalecać wszystkim takiej samej diety. Może ktoś ma pewne słabości fizyczne i powinien nawet często coś zjeść, aby móc dobrze funkcjonować, pracować. Drugiemu zrobiłoby lepiej, jeżeli czasami trochę poburczałoby w żołądku… I kolejne pytanie: jak to jest z moją pomocą drugiemu człowiekowi, który jest w różnych potrzebach, nie tylko materialnych? Może jeszcze bardziej potrzebuje, by go wysłuchać – aby mógł się trochę wygadać albo odwiedzić mnie… A może mógłbym podzielić się, podarować drugiemu coś konkretnego, co jest mu potrzebne? Najważniejsze, żebyśmy nie niszczyli tego postu przez to, że w podjętych przez nas postanowieniach znajdzie się tylko mały fragment tego, o co prawdziwie chodzi w poście.
Każde postanowienie wielkopostne powinno mieć pewne ogólne cechy. Postanowienie wielkopostne musi boleć – inaczej nie warto zaczynać. Sportowiec musi trenować aż do potu. Jeżeli trening sprawia pewien ból, wtedy warto było trenować. Inaczej nie jest to trening, ale spacer, coś dla własnej przyjemności. I postanowienie wielkopostne nie ma służyć dla przeżycia przyjemności, ale powinno później przynieść owoce. Jeżeli twoje postanowienie wielkopostne wcale nie boli, to trzeba je zmienić albo coś dodać. Ono musi do pewnego stopnia boleć, musi być nieprzyjemne.
Po drugie, takie postanowienie trzeba ustalić razem z Jezusem: „ Dla Ciebie, Jezu!”. Jeżeli nie robisz tego dla Jezusa, dla Oblubieńca twojej duszy, to nie ma co nazywać tego postanowieniem „wielkopostnym”. Jeżeli twoje postanowienie – ten ból, ta ofiarowana nieprzyjemność – nie jest pociechą dla Jezusa Ukrzyżowanego, na drodze krzyżowej, pod koroną cierniową, jeżeli nie jest darem dla Jezusa i nie jest ustalone dla Niego i razem z Nim, to chyba brakuje najważniejszego.
I po trzecie, dobre postanowienie wielkopostne jest wyrazem miłości. Tylko wtedy, jeżeli robi się to z miłości, od serca, aby kochać już teraz, w czasie tego ćwiczenia i aby uczyć się kochać jeszcze bardziej Pana Boga i bliźniego, aby w ogóle stać się miłością – tylko wtedy jest to ćwiczenie chrześcijańskie.
(na podstawie homilii o. W. Wermtera)