Droga krzyżowa z Duchową Rodziną

Stacja III – Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem

Pierwszy upadek boli szczególnie mocno. Wszyscy widzą słabość Jezusa. Wyczerpany z niewyspania, wygłodniały, osłabły z pragnienia, krwawo pobity na całym ciele, poważnie ranny w głowę przez ukoronowanie cierniem – jak może jeszcze w ogóle iść, w dodatku z takim ciężarem? – Jezus nie pozostaje leżąc na drodze, nie odpoczywa: wstaje, idzie dalej, walczy dalej, krok po kroku. Wierność nie pyta „dlaczego?”, przetrzymuje wszystko i kocha dalej.

Jezu, często mówiłem „tak”, a potem jednak upadałem. Czy krzyż był za ciężki, czy zabrakło sił, dobrej woli, mądrości, a może wytrwałości? Nie muszę tego wiedzieć. Najważniejsze to znowu powstać, iść dalej. Dziękuję Ci za Twoje upadki pod krzyżem. Dzięki nim łatwiej mogę powstać. Tak jak Ty, nie chcę ukrywać przed innymi mojej słabości. Skoro nie mogę dać przykładu przez to, że nie upadam, to przynajmniej chcę pomagać przez natychmiastowe powstawanie – razem z Tobą, Jezu!

Stacja IV – Jezus spotyka swoją Matkę

Czy spotkanie Matki na skraju drogi było dla Jezusa pociechą, czy może nowym, dodatkowym cierpieniem? Przecież musiała z Jego powodu tyle przeżyć! Cierpienie nie wyklucza jednak pociechy. Maryi nic nie zostało oszczędzone. A przecież nie lituje się ani nad Jezusem, ani nad samą sobą. Umie współcierpieć, umie współkochać. Tam, gdzie Jezus, jest i Ona – myślami, sercem i o ile to możliwe, też fizycznie. Maryja widzi otwarte rany, krew pokrywającą całe ciało. Dostrzega też zranioną duszę, samotność. Ofiaruje Synowi własną niemoc w wierności, nie zarzucając niczego; współpracuje bez warunków, bez granic.

Jezu, dziękuję Ci za czas, który na drodze krzyżowej poświęciłeś Twojej Matce. Nigdy Jej nie rozpieszczałeś. Teraz też była to zaledwie krótka chwila, ale jakże ważna dla Maryi – i dla mnie! Dziękuję Ci, Maryjo, za Twoją obecność również na mojej drodze krzyżowej. Nie musimy dużo rozmawiać, ale Ty jesteś ze mną. Twoja bliskość mnie podtrzymuje, dodaje ufności, umacnia moją wiarę. Pozwól mi patrzeć na Ciebie, kiedy samotność stanie się większym ciężarem niż krzyż.