Jak sobie poradzić z przedświąteczną nerwówką?

Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! (Flp 4,4)

Chyba każdy doświadcza tego, że bliskość Świąt Bożego Narodzenia wcale nie zawsze jest okazją, aby doświadczyć wyrozumiałej łagodności: raczej nerwy są jak sznurki, lecą gromy, raczej grożą napięcia – bo Wigilia jest blisko. I to jest cała różnica: powinniśmy doświadczyć takiej głębszej radości, bo Pan jest blisko, a nie Wigilia! Jednak w naszej ludzkiej słabości czekamy bardziej na Wigilię i na choinkę niż na Pana. Nawet jeżeli pod choinką nie leży dużo prezentów, to jednak chcemy, żeby to wszystko wyszło pięknie, żebyśmy „wypadli dobrze” wobec siebie nawzajem. I to jest problematyczne…
Co robić, aby to nie nerwy były głównym znakiem ostatnich dni przed uroczystością Bożego Narodzenia, ale ta wyrozumiała łagodność? Co robić, aby radować się zawsze w Panu?

Kluczem do tego jest pokora, „Szkoła pokory”. Jeżeli brakuje nam radości, to brakuje nam pokory! Jeżeli za bardzo dajemy się wciągnąć w różne kłopoty, nerwy, sprawy, to jest to brak pokory. Jesteśmy obrażeni, niezadowoleni z siebie, z innych, zachowujemy się jak wielcy panowie, a nie jak ludzie, którzy wiedzą: jestem niczym, nie mam prawa oczekiwać dla siebie dużo szacunku albo uwagi…
Jesteśmy już pod koniec naszej „Szkoły pokory”. Czy jest więcej radości z tego powodu? Nie wiem. Trochę tak… Ale czy to jest radość adwentowa, bo Pan jest blisko, czy też radujemy się, gdy coś wypadnie dobrze: ludzie są zadowoleni, dobra atmosfera, nasza opinia podbudowana… Skąd czerpiemy naszą satysfakcję, naszą radość? To jest sprawdzian autentyczności pokory, autentyczności naszego zachowania.

W szkole pokory czeka nas temat: Sercem i duszą pokory jest cześć i miłość Boga. Cześć i miłość Boga jest istotą, centrum i wszystkim w pokorze. Człowiek, który szuka Boga, a nie tego, by wypaść dobrze u ludzi, człowiek, który myśli: „Nie jestem tak ważny. Owszem, to co się dzieje ze mną, jest przyjemne albo nieprzyjemne, ale to wszystko nie jest tak ważne: ważna jest chwała Boża: żeby On był kochany” – taki człowiek jest wolny. Niech inni mówią krytycznie, niech coś przeoczą. Człowiek, który tak żyje Bogiem, naprawdę szuka czci i miłości Bożej, a nie własnej pozycji, nie własnego uznania, zadowolenia, samorealizacji… – taki człowiek jest pokorny niejako „automatycznie”: nawet nie musi zaliczyć „Szkoły pokory”.
Jeżeli w ten sposób mamy Boga w sercu i w naszym życiu, wtedy ta bliskość Pana jest naszą radością, nawet jeżeli przybliża się On do nas przez trudności, przez problemy, przez braki, przez nieporozumienia, przez choroby, przez tajemnicę Krzyża. W drodze do stajenki nie było miejsca, nie było życzliwości – upokorzenie do końca – ale tam u zwierząt znalazł się jeszcze kąt dla biednych. Jeżeli w różnych formach spotka nas w tych dniach takie doświadczenie, to nasza radość coraz bardziej się umocni, ta „doskonała radość”, o której mówił święty Franciszek. I już nie może stać się nic złego.
Sercem i duszą pokory jest cześć i miłość Boga. I już nie jest tak trudno radować się zawsze w Panu. Jeszcze raz powtarzam, radujcie się. Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność, której już nikt i nic nie złamie, bo Pan jest blisko. Dlaczego się martwić? Dlaczego tracić humor? Dlaczego reagować tak nerwowo? Pan jest blisko, Ten, dla którego żyję, który jest celem i wszystkim mojego życia. Jemu chwała i cześć, uwielbienie i miłość!
O. Winfried M. Wermter