Koniec świata trwa

Marana tha – przyjdź, Panie Jezu.

Przyjdź teraz, przyjdź w naszych czasach.
Przyjdź tak, jak masz przyjść,
aby prowadzić ten świat do spełnienia,
do wieczności, do Serca Ojca.
Przyjdź Panie, chociaż boimy się.
Przyjdź Panie, chociaż nigdy nie jesteśmy gotowi właściwie.
Przyjdź, bo ufamy Twojej Najdroższej Krwi.
Przyjdź, bo jesteśmy ubrani Twoim Słowem, oczyszczeni Twoją miłością.
Przyjdź, Panie, przyjdź.

…………………………………………………………………………………………………………………………..

„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.                                                                                I powiedział im przypowieść: „Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą.” (Łk 21, 25-33)

Drodzy bracia i siostry,

kiedyś słysząc te słowa – Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie – myślałem: „Jak to? Minęło prawie dwa tysiące lat i pokolenie, które żyło wtedy, od dawna jest pod ziemią, a świat jeszcze stoi!”

Ten fragment znajduje się na końcu rozdziału, który zaczął się w czytaniach kilka dni temu. Jezus zwrócił uwagę na to, że świątynia i miasto zginą – i ludzie od razu pytają: „Kiedy to będzie i jakie będą znaki?” (por. Łk 21, 6-7). Potem zaczyna się ten dziwny fragment – z jednej strony Jezus mówi, że będą wojny, będą kataklizmy, będzie prześladowanie chrześcijan, ale od razu dodaje: to wszystko to jeszcze nie koniec. Potem jeszcze gorsze rzeczy opowiada – i nagle: podniesie głowy, bo zbliża się zbawienie, Królestwo Boże. Straszy i od razu podnosi na duchu. Bardzo ciekawe działanie: zmiana kąpieli – raz zimna, raz gorąca. Z jednej strony jeżeli mówią na was złe rzeczy, to nie możecie reagować, z drugiej strony jeżeli ktoś jest na dachu, niech w ogóle nie idzie do domu, tylko od razu ucieka. Z jednej strony trzeba być spokojnym, a z drugiej strony odczytać te znaki. Jeszcze to pokolenie tego wszystkiego doświadczy!

Kiedyś pewien profesor egzegezy powiedział, że są ludzie, którzy mają wrażenie, jakby w tym wypadku pomieszały się fiszki z notatkami Ewangelistów – dlatego jest taka mieszanka. Ale to jest tylko powierzchowne spojrzenie. Trzeba patrzeć trochę głębiej – i wszystko będzie się zgadzało. Przecież koniec świata już się zaczął! Wtedy, dwa tysiące lat temu, były już te wszystkie straszne rzeczy: wojny, kataklizmy, wypadki, znaki na niebie i na ziemi. Od tego czasu trwa koniec świata – tylko nie znamy momentu zakończenia tego końca. Jeszcze nie wiemy, kiedy kurtyna spadnie: koniec tego teatru. Jeszcze nie wiadomo, ale cały czas przeżywamy koniec świata. Tyle wypadków, tylu znowu zginęło – osobiście, grupowo – bo nagle powódź, mróz… Nie ma dnia bez takich wiadomości. Nie ma czasu bez wojen, bez kataklizmów – i dlatego już w tym pierwszym pokoleniu spełniło się to słowo i spełnia się dalej. Jedyne, co jest jeszcze otwarte, to moment, w którym będzie zakończenie świata dla wszystkich. Na ten finał trzeba cierpliwie czekać, ale nigdy nie wiadomo, czy będzie jeszcze dzisiaj w nocy, czy dopiero za tydzień albo za tysiąc lat.

Od momentu, gdy Jezus został ukrzyżowany i zmartwychwstał, trwa koniec świata. Królestwo Boże już przyszło, już jest blisko, bo Jezus jest blisko, bo jest w tym wszystkim obecny. Te tak zwane tragedie już nie są tragiczne, bo przez Chrystusa te katastrofy prowadzą nie do niszczenia, ale do celu, do nieba – przynajmniej dla tych, którzy przyjmują Chrystusa, którzy ufają Mu bardziej niż innym źródłom szczęścia albo samemu sobie.

My wybraliśmy Chrystusa i dlatego rozdziały związane z końcem świata nie są dla nas strasznymi tematami, które niestety trzeba przeżyć w ciągu roku liturgicznego i potem będzie trochę lepiej. Nie boimy się tych tematów,bo tylko przybliżają nas do celu. Koniec świata nie jest dla nas zniszczeniem, ale narodzeniem, przejściem (chociaż przez trudności) do większego, nowego, właściwego życia. Pan Jezus jest Tym, który nas tam prowadzi. Dziękujemy Mu za to, że już nie musimy się bać.

o. Winfried M. Wermter