Prawo do przyjemności czy ofiarna służba?

Chyba każdy od razu widzi, że to sformułowanie jest pro­wokacyjne. Gdy mówi się o „prawie do przyjemności”, je­dni od razu przytakują. Czy nie jest to głów­ną tendencją naszych czasów? Lubimy mówić o prawie, jeżeli chodzi o zaspokojenie naszych podstawowych potrzeb: czy to prawa obywatelskie, takie jak wolność opinii, gromadzenia się, kształce­nia, pracy, urlopu… – zawsze chodzi o to, co mnie się na­leży, czego oczekuję od in­nych. Często można przy tym przeoczyć fakt, że każde pra­wo zawiera też w sobie obowiązek – tak jak każdy dar jest również zada­niem. Nasze spo­łeczeństwo jest w znacznym stop­niu wychowane do tego, aby więcej oczekiwać od innych niż wymagać od sie­bie na korzyść drugich. Tę tendencję nazy­wa się czasami mentalnością „należy mi się”. Każdy ro­zumie, dokąd to prowadzi – do rozpadu społeczeństwa. Także sformu­łowanie naszego tematu wskazuje na mentalność, która stawia przyjemność bardzo wysoko w hierarchii wartości. Przy tym zapomina się o tym, że czło­wiek nie został stworzony dla przyjemności, ale dla szczęścia – i to nie jest to samo! Może na początku szczęście i przyjemność wyglądają podobnie, ale bardzo szybko człowiek doświadcza tego, że nadmierna przyjemność prowadzi wręcz do nie­szczęścia. Podam bardzo prosty przykład: jeden kawałek tortu może być bar­dzo smaczny i przyjemny, jednak nadmiar staje się nie tylko uciążliwy, ale powoduje jeszcze dodatkowo wyrzuty sumienia, gdy człowiek myśli o ob­żarstwie, braku opanowania, roztropności itp. W ten sposób niekontrolowana przyjemność staje się przyczyną nieszczęścia. Podobnie jest we wszelkich dziedzinach dających człowiekowi okazję do prze­życia przyjemności. Nigdy nie może być ona celem, ale najwyżej pomocą w osiągnięciu szczęścia.

Wracając do naszego tematu, a więc do „pra­wa do przyjemności” w kontekście małżeń­stwa, trzeba zwrócić uwagę na to, że przy­jemność w relacjach małżeńskich jest czymś do­brym i do pewnego stopnia potrzeb­nym. Dlatego Bóg Stwórca tak uło­żył te sprawy. Ale ta przyjem­ność jest tylko „tortem” przy ważniejszych i głęb­szych aspektach. Chodzi przecież przede wszyst­kim o jedność, o szacu­nek, o troskę, o życzli­wość… – jednym słowem o miłość wzajemną, a to jest przecież o wiele więcej niż przyjem­ność! Podobnie jak alpiniści w wysokich górach muszą prze­chodzić różne etapy – śnieg, mróz i zmęczenie, muszą wytężać wszystkie siły, zanim na szczycie mogą doświadczyć szczęścia, podobnie też współmałżon­kowie muszą przeżyć różne bolesne etapy i kryzysy, i przy tym też radosne i przyjemne momenty, zanim mogą doświadczyć szczytowych momentów szczę­ścia w jedności. Alpiniści chyba wyśmialiby kogoś, kto wśród nich mówiłby o „prawie do przyjemności”. Nie ma również sensu mówić o „prawie do szczęścia”, ponieważ szczęście jest zawsze darem: czy to w wysokich górach, czy to na koncercie, przy wychowaniu dzieci czy w mał­żeństwie. Szczęście, do którego jesteśmy stworzeni, jest łaską, na którą nie można zasłużyć ani za nią zapłacić – ale można się starać, przygoto­wywać, stworzyć warunki i modlić się. Dlatego moja odpowiedź na pierwszą część tematu jest ne­gatywna: nie ma „prawa do przyjemności”, chociaż sama przyjemność przyjęta we właściwej mierze też jest darem Bożym, którym nie należy gardzić, ale przyjąć z wdzięcznością.

I co myśleć o drugiej części tematu, o „ofiar­nej służbie”? Czy to jest alternatywa? Wielu myśli o stereotypach służącej matki, która od rana do wieczora, świątek, piątek i niedziela poświę­ca się dla męża i dla dzieci, która nigdy nie ma urlopu, która tylko myśli o innych i przestała w ogóle mieć osobiste życzenia. Na pewno taka heroiczna posta­wa może pomóc uniknąć wielu kłótni i do pewnego stopnia mąż i dzieci są zadowoleni, bo jest im dobrze, sytuacja jest wygodna. Ale czy to jest sens małżeńskich relacji? Czy w tym realizuje się wzajemna miłość? Czy to prowadzi do odpowiedzialnego zachowa­nia? Z pewnością nie.

Z jednej strony istnieją przykłady ofiarnej służby. Ale kto wychowuje dzisiaj młodzież w tym duchu? Kto w ogóle jeszcze rozumie znaczenie i godność służby? Ale nawet wtedy, gdy  tych wypadkach, w których znajduje się taka „ofiarna służba”, trzeba zadać sobie pytanie, czy ona jest wyrazem właściwej małżeńskiej miłości. Właściwa miłość jest wyrazem partnerstwa albo prowadzi do partnerstwa, a więc do pewnej równości. Dlatego miłość nie tylko daje, ale tak sa­mo wymaga od partnera. Również rodzice, wycho­wawcy i odpowiedzialni, którzy kochają, wymagają od tych, za których mają odpowiedzial­ność. Kto miałby większą odpowiedzialność za dru­giego człowieka niż współmałżonek? Przecież part­ner w małżeństwie stał się najważniejszą osobą na tej ziemi i cel małżeństwa nie wyczerpuje się w cza­sie, ale prowadzi do wieczności. Czy najwznioślej­sze zadanie współmałżonków nie polega na tym, by prowadzić się wzajemnie do Boga, a więc do świę­tości? Biorąc pod uwagę ten najwyższy cel małżeń­stwa, rozumie się bez wątpliwości, że miłość w mał­żeństwie nie powinna rozpieszczać lub pozwalać na przeciętność, na wygodnictwo. Czy źle rozumiana ofiarność i służba w postaci litości nie prowadzi często nawet do nałogów partnera i czy poprzez brak słusznego, a nawet koniecznego wymagania nie uniemożliwia leczenia z nich?

Nikt nie kocha tak bardzo człowieka jak sam Bóg, który jest Stworzycielem i Ojcem, Bratem i Zbawicielem, ale nikt nie wymaga też tyle od czło­wieka, co Bóg, i to nie pomimo Jego miłości, ale z powodu Jego miłości. Ta prawda jest bardzo jasno i pięknie podsumowana we fragmencie rozmów Pa­na Jezusa z Apostołami w Wieczerniku: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwaj­cie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać mo­je przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, jak Ja za­chowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 9-11). Te słowa Chrystusa podkreślają jeszcze raz, że Pan Bóg chce naszej radości, a więc naszego szczęścia. To jest o wiele więcej niż przyjemność, która za bardzo koncentruje na własnym „ja” i przez to dusi. Właściwej radości i wewnętrznej wolności doświadcza ten, kto zachowuje przykazania Boga. Zwycięstwo nad sobą daje wewnętrzną wolność, a doświadczenie jedności w woli Bożej prowadzi do najgłębszego szczęścia.

Żaden człowiek nie może uszczęśliwiać drugiego, nawet jeżeli w „ofiarnej służbie” wykańcza się dla swoich najbliższych. Ofiarna służba jest tylko wtedy i o tyle pozytywna, budująca, o ile odpowiada Woli Bożej i wymaga również szanowania prawa Tego, który jest Źródłem i Celem wszelkiego życia. A więc ani prawo do przyjemności, ani powierzchownie rozumiana ofiarna służba nie prowadzą do szczęśliwego małżeństwa, ale życie według wzajemnej miłości w duchu Ewangelii.

Fragmenty katechezy wygłoszonej przez o. W. Wermtera w Radiu Maryja  w ramach “Rozmów niedokończonych”, 1.07.1997 (tekst został opublikowany w  czasopiśmie “Żyć Ewangelią” IX.1997 (28), s. 13-15)