Droga krzyżowa z Duchową Rodziną

Modlitwa wstępna

Panie Jezu Chryste, pragniemy pójść z Tobą drogą krzyżową. Chcemy brać na niej udział w Twoim cierpieniu, ale jeszcze bardziej w Twojej Miłości. Naucz nas walczyć z godnością i wiernością, abyśmy razem z Tobą dążyli nie tylko na Golgotę, ale również do zmartwychwstania. Pozwól nam żyć z Tobą, kochać z Tobą i zwyciężyć z Tobą ku chwale Ojca Niebieskiego i dla ratowania tylu ludzi, za których zapłaciłeś Twoją Najdroższą Krwią. Amen.

Przed każdą stacją:
Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie,
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupił raczył.

Po każdej stacji:
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

Stacja I – Jezus na śmierć skazany

K: Kłaniamy Ci się…

Sąd dobiegł końca, wyrok zapadł – Jezus musi umrzeć. Piłat umywa ręce, próbuje uchylić się od odpowiedzialności. Nie chce dalej szukać prawdy, zwyciężają w nim względy polityczne i osobista korzyść. Zapłacić ma za to Jezus. Wie o tym, jest gotowy, a jednak w tej właśnie chwili to boli – nie może się bronić, ma przyjąć niesprawiedliwy wyrok, wydany w dodatku w imię sprawiedliwości, w imię Boga, dla „dobra” narodu i ojczyzny… Jezus jest sam, straszliwie samotny. Pozostaje Mu tylko milczenie: jedyna Jego pociecha i obrona. W milczeniu odnajduje wszystkich, tak dalekich, a jednocześnie – przez znoszenie niesprawiedliwości – tak Mu bliskich. W tym milczeniu odnajduje także ciebie i mnie.

Jezu, pozwól mi być z Tobą także w cierpieniu przyjętej niesprawiedliwości, w skazaniu na śmierć krzyżową. Pozwól mi być przy tych, którzy dzisiaj przeżywają krzywdę. Pomóż mi przerwać milczenie, kiedy trzeba bronić człowieka niesprawiedliwie oskarżonego, kiedy deptana jest czyjaś opinia i godność, kiedy niemiłosierna krytyka kogoś niszczy. Powiedz mi, kiedy mam walczyć o prawo i sprawiedliwość, a kiedy jest czas przyjęcia wyroku w milczeniu, aby mogła się zacząć droga zbawienia, droga krzyżowa.

Któryś za nas cierpiał rany…

Stacja II – Jezus bierze krzyż na swe ramiona

Nie po raz pierwszy niesie Jezus taką ciężką belkę, przecież pracował i uczył się u świętego Józefa; należało to do zawodu cieśli. Teraz jednak ta belka, belka krzyża, waży więcej. Obciąża ją grzech całej ludzkości, mój grzech, grzechy nas wszystkich. Jezus bierze na siebie cały ten ciężar. Jest gotów, chce to zrobić, bo chodzi przecież o ratowanie nas, o nowe życie, o dopełnienie dzieła zbawienia. On wie dlaczego, wie dla kogo. To daje Mu siłę, aby mógł też jako człowiek unieść, znieść, przenieść cały ten ogrom ciężaru i winy.

Panie Jezu, nie tylko biernie pozwoliłeś nałożyć sobie krzyż na ramiona, ale sam go dźwignąłeś, pochwyciłeś. Krzyż zaś jest straszny, ciężki i nieludzko twardy. Ty jednak nie cofasz się – nie patrzysz na ciężar, nie myślisz o sobie. Patrzysz na mnie, na tych, których trzeba ratować. Twoja miłość czyni Cię mocnym. Proszę, niech Twoja miłość we mnie przezwycięży mój strach przed krzyżem. Spraw, bym patrzył na Ciebie i na tych, którzy czekają na pomoc.